Jeśli myśleliśmy, że z końcem pandemii nadeszło coś dobrego, to wojna Putina była pierwszym ostrzeżeniem, natomiast inflacja i galopujące ceny w całym, zachodnim świecie wyleczyły nas z ostatnich złudzeń. Mamy poważny kryzys.
Na Islandii dzisiaj bank centralny podniósł stopy procentowe o cały jeden punkt, co oznacza wzrost stopy o ponad jedną trzecią do 3,75 %, natomiast sama inflacja wynosi na Islandii już 8%. Wobec powszechnego zadłużenia Islandczyków kredytami hipotecznymi i konsumpcyjnymi, to mamy w najbliższej perspektywie duży problem.
Polacy nie mają monopolu na błędy w zarządzaniu finansami państwowymi i mogą popatrzeć na innych, którzy również doprowadzili swoje społeczeństwa na krawędź katastrofy. Po pierwsze, obostrzenia pandemiczne na Islandii trwały zbyt długo i były niepotrzebnie kosztowne (na przykład dopłacano do turystów w kwarantannie). Po drugie, doszło do akceptacji ze strony państwowych służb dla podwyżek paliw i energii w firmach islandzkich, które nie mają bezpośredniego przełożenia na ceny ich zakupu czy pozyskania. Po trzecie, doszło do gigantycznych strat przy reprywatyzacji banków i innych firm finansowych. Po czwarte, państwo wypuściło z rąk zyski z hodowli ryb i nie potrafi opanować wyprowadzania pieniędzy z połowów ryb. To zresztą tylko początek listy błędów rządzących Islandią. Skromnie liczę te błędy na kilkaset miliardów koron.
Cieszyliśmy się z powrotu turystów na Islandię, ale ta okoliczność pewnie już nie zmieni niczego. Turyści też ludzie i zaczynają oszczędzać na każdym kroku. Hi, hi, hi…
Piotr Tomski