Z Gazetą Wyborcza pożegnał się Dawid Warszawski (właściwie Konstanty Gebert) którego felieton z opisem neofaszystowskiego oddziału wojskowego z Ukrainy został zatrzymany, bo zawierał właśnie określenie: neofaszystowski. Redakcja chciała to słowo zastąpić łagodniejszym, ponieważ prawda w czasie wojny jest zbyt brutalna, jeśli dotyczy wspieranej przez nas strony tej wojny, ale autor na zamianę nie pozwolił i się pożegnał. I co my na to?
Już zauważyłem pierwsze prawicowe wsparcie dla Żyda z Wyborczej, a lawina dopiero rusza. Hi, hi, hi… Prawda musi być ważniejsza od wspierania sojuszników, oczywiście, jeśli ta prawda nam akurat odpowiada. Ataki na Ukraińców nabierają siły i obawiam się o ciąg dalszy tej naszej przyjaźni, zwłaszcza że Ukraińcy prawdziwych przyjaciół na Zachodzie nie mają, natomiast Rosjanie włożyli duże pieniądze w Zachód, co teraz musi się zwrócić.
Nie podejrzewam żadnej ze stron sporu w Wyborczej o złe intencje, ale samo zaistnienie sprawy jest dla mnie skrajnym nierozsądkiem na pograniczu głupoty. Pan Gebert wykazał się niezłomnym charakterem i chwała mu za tę niezłomność, chociaż nie musiał przy tym demonstrować i wprowadzać w kanał gazetę, która po prostu nie chce rzucać oskarżeń z pozycji putinowskich. Problem powinien przejść w ciszy i kwestia tego felietonu powinna pozostać w ścianach redakcji. Niestety.
Prawda w czasie wojennym jest największą ofiarą, bo nawet najwspanialsi ludzie czasem muszą milczeć, żeby prawdą nie wspierać pospolitych zbrodniarzy.
Piotr Tomski