Wprowadzenie stanu wyjątkowego na terenach przygranicznych powinno nastąpić kilkanaście dni temu. Niestety, grzanie medialne problemu było ważniejsze od jego rozwiązania, które może nastąpić tylko w spokoju i ciszy.
Uważam, że ostatnie wydarzenia wokół imigrantów na granicy Polski z Białorusią są takim przypadkiem, w którym żadna strona czy żaden uczestnik tych wydarzeń nie ma wyłączności na rację. Obrońcy praw człowieka słusznie walczą z bezdusznością państwowych służb, ale z drugiej strony wykonywanie rozkazów jest obowiązkiem ludzi służb, którzy nie mogą samodzielnie oceniać moralnego aspektu otrzymanych poleceń, a już na pewno nie mogą odmówić obrony polskiej granicy.
Nie mam również bladego pojęcia, jak rozwiązać sprawę koczowiska w najbliższej przyszłości. Klincz polskich i białoruskich pograniczników doprowadzi w końcu do śmierci kogoś z zatrzymanych. Symboliczny wymiar takiej śmierci pójdzie w świat i tego najbardziej się obawiam. Polska ma już zły wizerunek, a taki śmiercionośny upór w trójkącie z imigrantami i Białorusinami pogorszy naszą ocenę wszędzie.
Odrębnym problemem jest kwestia wykorzystania narzędzi stanu wyjątkowego przez rząd PiS. Wszyscy muszą zachować czujność i ostrożność, bo uprawnienia ludzi w mundurach się rozrosną i zapewne chęć korzystania z nich będzie ogromna. Nie wiem, czy nie dojdzie tym razem do jakiejś tragedii po naszej stronie granicy?
Kiedy słuchałem dzisiaj ministra Kamińskiego i padły słowa o stanie wojennym, to sobie pomyślałem, że ten facet jest niebezpieczny. Czy on naprawdę myśli o wojnie, żeby utrzymać się przy władzy?
Piotr Tomski