Miałem sen. Widziałem naszą ukochaną Matkę Ziemię za rok po epidemii koronawirusa. Po opustoszałych miastach wiatr przerzucał z miejsca na miejsce fragmenty maseczek i jednorazowych rękawiczek, a rzadko spotykani młodzi ludzie wyjadali resztki ze śmietników i rzucali w siebie kawałkami płyt chodnikowych, bo trzymane w rękach maczety nie skłaniały do zbliżeń. Przetrwali tylko silni mężczyźni. Jednym słowem napiszę: koszmar.
Rzadko oglądam telewizję, ale ten sen był ewidentnie efektem jej oglądania. Tak. Może nawet w dniu przed tym snem rzuciłem okiem przez chwilę na TVP Info. Hi, hi, hi … Nie wiem właściwie, bo w poziomie epidemicznego strachu w Polsce TVN nie ustępuje pola TVP. Tak sobie wspólnie straszą i straszą, a Polacy się boją i śnią koszmary o końcu ludzkości, czyli śnią o dniach ostatecznych z Apokalipsy św. Jana. Jak tu nie wierzyć telewizjom, skoro są zgodne z przekazem kościelnym? Hi, hi, hi …
W tym koszmarze z lotu ptaka widziałem jeszcze wysokie mury i za nimi enklawy zieleni, a wśród nich piękne domy z pięknymi ludźmi płci obojga. Hi, hi, hi … Za murami wszyscy sobie odpoczywali, śmiali się i byli dla siebie przyjaźni. Sielanka. Sielanka to była w koszmarze.
Wszelkie profetyczne wizje zawsze mnie bawiły i tym razem mój sen też bawi, bo ogólnie sytuacja ludzkości nie zmienia się pod wpływem samego wirusa, natomiast wszystkie zmiany bytowe związane są z mniej lub bardziej głupimi decyzjami podejmowanymi w procedurach mających zapobiegać działaniom wirusa. Większość ludzi nawet nie kwestionuje potrzeb dostosowania się do powyższych rozwiązań i ponosi coraz większe koszty, które najczęściej niczemu nie służą. Za kilka tygodni obrazki z amerykańskich miast mogą dotyczyć całego świata zachodniego i obawiam się wtedy, że tej nowej rewolucji nic nie zatrzyma poza głodem oraz pełną izolacją obecnych władz, elit i podstawowych organizmów biznesowych.
Żałuję w sumie, że mam astmę i pewnie kontaktu z koronawirusem nie przeżyję, a zatem nie zobaczę globalnych skutków walki z epidemią. Hi, hi, hi …
Piotr Tomski