Śmierć księdza Popiełuszko urosła przez trzydzieści pięć lat do symbolu polskiej niemocy, bo nigdy nie została do końca wyjaśniona, a z powodu tych niejasności część sprawców została w procesie sądowym uniewinniona. Niestety, nie wyszliśmy jeszcze z niewoli, skoro w takich sprawach nie potrafimy dojść do prawdy przez trzydzieści pięć lat niby wolnej Polski.
Kiedy zobaczyłem prezydenta Dudę składającego w tę rocznicę kwiaty przy grobie księdza, to musiałem przecież to skojarzyć z ustawą degradacyjną i prezydenckim vetem – chroniącym faktycznie interesy zbrodniarzy odpowiedzialnych również za śmierć księdza Popiełuszko. Musiałem to skojarzyć z odwołaniem Macierewicza i wycofaniem się przez PiS z redukcji emerytur dla politycznych żołnierzy. Jeśli istnieje Bóg, w którego tak mocno wierzył ksiądz i oddał dla tej wiary własne życie, to dlaczego nie uderzył gromem z jasnego nieba w tego pajaca, udającego prezydenta Polski. Nie wiem. Może to kolejny dowód na brak Boga? Może tylko dowód na permanentną wolność wyboru daną ludziom przez Boga?
Śmierć księdza była nawet z punktu widzenia władz peerelowskich niepotrzebnym przekroczeniem uprawnień przez grupę funkcjonariuszy należących do elit tamtego państwa. Władze kościelne z kolei księdza powstrzymywały i zmuszały go do milczenia, co zmaterializowało się w ostatecznym zakazie głoszenia kazań w chwili śmierci. Co znaczy taki kontekst tej zbrodni? Czy dzisiejsza ochrona współpracowników reżimu peerelowskiego jest ważniejsza od prawdy o tej zbrodni?
Przy okazji chciałbym jeszcze zapytać w relacji z działalnością księdza Popiełuszko o braci Kaczyńskich, którzy podobno byli działaczami opozycyjnymi i ich rodzinny dom znajdował się blisko kościoła, gdzie ksiądz odprawiał swoje msze za ojczyznę. Jak wyglądała ta relacja?
Piotr Tomski