Jeśli ktoś uwierzył w potęgę PiS w relacjach z USA i żydowskimi roszczeniami, to chyba naprawdę nie ma o czym z nim rozmawiać. Wiara przecież musi opierać się na doświadczeniach, bo inaczej możemy zostać wyznawcami kościoła makaronowego albo czcić cesarza Japonii. Doświadczenia z PiS pokazują nowelizację nowelizacji ustawy o IPN i wiele innych zmian politycznych decyzji, które odbyły się wbrew zapewnieniom o ich niepodważalności.
Przełożona wajcha w deklaracjach PiS i wcześniejsze pomijanie tematu „447” zostało zastąpione twierdzeniem: nie wypłacimy Żydom odszkodowań. Co jednak jest uderzające w tej sytuacji? Środowiska żydowskie rzucały się na Polskę przy każdej okazji, a taka ostra deklaracja przechodzi u nich bez echa. Czy to nie jest zastanawiające? Czy nie jest zastanawiająca nagła zmiana narracji pani ambasador USA w Polsce? Nikt już nie chce w PiS pamiętać o wystąpieniu Mike’a Pompeo w Warszawie i wzywaniu do zaspokojenia roszczeń, a za to każdy pokazuje gest ministra Brudzińskiego wart dokładnie tyle, co ten gest pokazuje. Dlaczego w lutym pan Brudziński nie zareagował tak obrazowo na słowa sekretarza stanu?
Przekaz PiS w sprawie „447” jest wyłącznie reakcją na rosnące poparcie dla Konfederacji. Konfederacja może po prostu pozbawić PiS większości w polskim parlamencie w wyborach jesiennych i to jest prawdziwym problemem dla rządzących. Zrozumieli to również w Izraelu i w USA, dlatego milczą w sprawie roszczeń oraz pisowskich deklaracji „mocy”. Jakie z tego wnioski? Wnioski są oczywiste i tragiczne.
Piotr Tomski