Nie wiem, kto wymyślił nazwę nowej partii pana Biedronia, ale nie jest to, moim zdaniem, dobry pomysł. Poznamy na pewno legendy zrodzenia się tej nazwy i jej wielką wartość, oryginalność i świeżość, tyle że w polityce potrzeba chyba czegoś więcej nawet na początek.
Nigdy nie myślałem poważnie o panu Biedroniu, a przecież jego kariera polityczna się rozwijała i trwała przede wszystkim kilka lat. Wycofał się jako drugorzędny polityk na cztery lata ze stolicy do Słupska i wrócił mimo braku sukcesów w samorządzie jako polityk pierwszoplanowy. Nikt mnie nie przekona, że taki manewr polityczny robi się przypadkiem i bez wsparcia poważnych „środowisk”, które wykładają na to pieniądze i wkręcają w projekt media.
Hasła pana Biedronia dla mnie wystarczyły za całą resztę przedsięwzięcia. Jeśli ktoś obiecuje wprowadzenie limitu trzydziestu dni oczekiwania do lekarza specjalisty w Polsce, to jest po prostu następnym oszustem. Jeśli ktoś chce stworzyć następny aparat systemowy w postaci rzecznika praw przyrody, to naprawdę nie ogarnia ten ktoś potrzeb samej przyrody i ludzi jako immanentnej części przyrody, a bawi się jedynie w puste hasła albo szuka zatrudnienia czy pieniędzy dla swoich znajomych.
Pan Biedroń rozwinął umiejętność publicznych wystąpień i potrafił dość dobrze przedstawiać swoje hasła, jednak to jest ciągle za mało do przejęcia władzy w Polsce. Jestem co prawda przekonany, że na dziesięć procent w wyborach może ta partia liczyć, ale chyba nie wystarczy to mocodawcom i sponsorom pana Biedronia i wtedy koniec wiosny może być … gorący.
Piotr Tomski